sobota, 27 stycznia 2018

A ja jak ten Walczak:-)

Postawiłam przed sobą cel;-))) Wielki na pewno, i dość trudny? Zmierzenia się z niemożliwym?
Przez okres świąteczno-noworoczny, zdziebko odpuściłam z wiadomych względów, a przede wszystkim z powodu braku odpowiedniego światła. Dzień krótki, ciemno, zimno i do domu daleko...Teraz jednak już widać jak dnia przybywa a i słonko zagląda, można więc przyspieszyć działania, no i przyspieszam.
Stwierdziłam na jesień zeszłego roku, że jak nie teraz, natychmiast nie zmierzę się z dużym formatem to potem już nie będzie;-(
Zaopatrzyłam się wiec w duże blejtramy. Zależy co i dla kogo kryje się pod słowem "duży".
Póki co duży to dla mnie tak średnio 100 na 70, 80 cm, ale mam troszkę większe, bo...były w promocji, hehehehehe
I działam, zastanawiając się dam radę, nie dam rady?
Rano mówię sobie dam radę, wieczorem już nie koniecznie.
Jednak od moich czasów, kiedy zamalowywałam tak wielkie obszary w większej ilości, minęło hohohohohhhoooo naprawdę dużo czasu, można już go mierzyć dekadami.
Potem były namiastki działań tego typu. Zabijacze czasu, które niewiele wniosły do mojego twórczego życia. Działania okazjonalne, bo był potrzebny obraz, na na przykład imieniny cioci koleżanki. Jakieś działania typu ogarnąć wnętrze, bo walentynki, bo święta np wielkanoc, bożenarodzenie, dobrze, że już nie pierwszomajowedekoracje, bo takie też zaliczałam #$%^&*()_. Zdarzyło mi się być lepszą od szefa i zgarnąć pierwszą nagrodę! Za dekorację z okazji ...Rewolucji Pażdziernikowej! Nooooooo naprawdę, dostałam wtedy bon na suszarkę do włosów:-)))
Ale wracając do terazniejszości to jakiś czas temu, robiąc rewolucję w swoim życiu, wróciłam do działań, nazwijmy to twórczych. Najpierw był to klasyczny decoupage, jak ktoś poszpera na tym blogu to się na niego natknie, potem był już mało klasyczny decoupage?Jednak nie splamiłam się serwetkami! A potem to juz mixed media i mixed media, albo bardziej po naszemu mix media.
Zabawa fajna, efekty niezle, pytanie tylko ile tego można robić i robić?
Dom zaczął przypominać muzeum, nie wiadomo co z tymi szkłami, pudlami robić. Siostra odmówiła współpracy, nie chce więcej moich tworów;-( noooo, mama jeszcze coś przesunie i postawi, i jeszcze się ucieszy, jak to mama.
Zmieniłam więc powierzchnię do obrabiania na bardziej płaską i możliwą do powieszenia na ścianie, przez co zajmuje mniej miejsca.
Ale malowanie jest bardziej wymagające, trzeba poćwiczyć rękę, rozmalować się, ciężka codzienna praca, której efekty są nie widoczne. Nie to co machnąć pudełko, trochę farby, szablonik, coś z foremki i pracka sama się zrobi.
Okazuje się, że tym lepszym, nie mówię najlepszym, to piórnik z kredkami, nie godnam nosić, o podawaniu farb nie wspomnę;-(
Ale co tam, dopóki daje mi przyjemność ta moja twórczość, nawet jak walę w ścianę co chwila, bo kładę się na anatomii i szukam i rozrysowuję i poprawiam i poprawiam, TO SE BĘDĘ MALOWAĆ a co, jak każdy śpiewać może to i malować inny może;-)))
Dziś płótno jakieś 100 na 130?  chyba.
Nazwałam je roboczo "Świętosławą" bo robiło  się jak czytałam "Płomienną koronę" i "Hardą" Cherezinskiej.
Jest to taka, moja bajkowa kraina, znaczy ta moja praca z niebieskimi koniami, cała złota, taka właśnie moja. Trochę nie z tego świata.
Wtedy, tzn jak malowałam tą pracę to dostałam/nabyłam metodą kupna swoje pierwsze stemple IOD i nie omieszkałam ich użyć;-))) Dałam dużo złotka/szlagmetalu, akryle, wspomagałam się kredkami. I mamy takie wielkie mixedmedia.
















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz